Rise of Insanity – Strach ma wielkie dzioby

Gra dostępna na platformy Xbox One, Playstation 4 i PC. Recenzja dotyczy niewydanego jeszcze portu na Nintendo Switch

“Symulatory chodzenia” to bardzo ciekawy gatunek, szczególnie pod względem recenzji. Dla niektórych jest to z góry skazanie produkcji na porażkę, dla innych w pełni akceptowalna forma przedstawienia historii. W przeciwieństwie do nich wszystkich skupimy się na wykonaniu technicznym portu gry Rise of Insanity.

Portu?

Tak, otóż ta gra jest portem z peceta i innych konsol na Switcha. Wykonany przez Pineapple Works pokazuje nam, ile jeszcze mocy drzemie w tej małej maszynce. Gra stara się utrzymać 60 klatek na sekundę i udaje się to przez większość czasu. To bardzo dobry trend — osobiście wolę płynną rozgrywkę z okazjonalnymi spadkami niż blokadę na 30 klatek. To oczywiście nie oznacza, że tych dropów jest dużo. Występują sporadycznie w 720p i przenośnie, odrobinę częściej w 1080p na telewizorze. Jednak to na pewno nie będzie problemem i fani płynnej rozgrywki będą zadowoleni. Jednak same klatki wiosny (portu?) nie czynią. W przenośnym trybie raczej będziemy zadowoleni z prezentacji. Nie jestem osobiście zadowolony z braku możliwości dostosowania przycisków pod siebie. Za to wielki minus.

Serio? To jedyne co mnie czeka w menu sterowania?

Czyli będzie dobrze, doktorze?

Niestety czar pryska na telewizorze, gdzie gra jest bardzo nierówna. Część obiektów jest bardzo wysokiej jakości — meble są realistycznie wymodelowane, zwiedzanie domu na początku gry jest imponujące, biorąc pod uwagę moc konsolki, plakatu i obrazy są ostre i wyraźne. To jednak gryzie się z kiepskimi teksturami w niektórych momentach, źle nałożonymi odbiciami na lustra oraz gradientami na wypalonym oświetleniu. To wszystko jednak nie odrywa od ogólnej prezentacji, musimy też mieć na uwadze, że jest to indyk. A jak na to, co ta gra zakłada — robi to bardzo dobrze. Wiem, że zazwyczaj wstęp nie powinien tak długo skupiać się na prezentacji wizualnej, ale teraz przejdziemy do crème de la crème tej produkcji. Które być może już znacie, bo nie jest to nowa gra.

Widać, że trzeba było pójść na graficzne ustępstwa, mimo to nadal jest nieźle.

Ptasi dziób na łbie był modny ostatnio w XIX wieku!

Jako gracz nie mamy początkowo pełnego oglądu sytuacji. Z tego, co możemy początkowo wywnioskować doktor Dowell, psychiatra testuje swoją eksperymentalną terapię, polegającą na puszczeniu specjalnie spreparowanego filmu, gdzie szybko zmieniające się obrazy mają wprowadzić pacjenta w swego rodzaju trans i potencjalnie wpłynąć na jego psychikę. Oczywiście nietrudno się domyślić, że efekt nie był do końca tym zamierzonym.

To jednak nie jest tak, że fabuła jest przewidywalna. A przynajmniej nie w pełni. Owszem, można powiedzieć, że tego typu tematy, popadanie w szaleństwo było już eksplorowane wzdłuż i wszerz w gatunku strasznych gier. Mimo to zwroty akcji są, napięcie jest, nie można narzekać. Były jednak momenty, gdy odczuwałem, że gra za bardzo polega na taniej formie strachu, czyli jumpscare. Otwieranie drzwi do wyskakującego straszydła działa, jednak jest rozrywką rangi nadmorskiego, obwoźnego domu strachów, a nie gry starającej się opowiedzieć ciekawą historię utrzymującą nas na krawędzi fotela. Z czym przez przynajmniej połowę gry radzi sobie nieźle.

Umówmy się, zagadki nie są specjalnie trudne.

Co tak naprawdę się wokół nas dzieje, poznajemy przez dokumenty, wycinki z gazet, listy, nagrania i inne znajdźki. Wizje naszego bohatera też nie są bez znaczenia. Nie możemy jednak ufać temu, co widzimy. Świat realny staje się powoli nie do odróżnienia od oszalałego umysłu. I o ile wiele tego typu gier daje możliwość graczowi złożenia historii w całość, tak tutaj kulminacja nie pozostawia pola do interpretacji. Do tego momentu będziemy tworzyć własną teorię, zmieniającą się z każdą nową informacją.

Ta gra potrafi zaskoczyć piękną grafiką na przenośnym sprzęcie.

No dobra, to kupujemy?

Rise of Insanity jest w moim mniemaniu tylko dla tych, którzy lubią gatunki walking simulator i/lub horror! No i oczywiście krótkie gry, choć zdecydowanie nie jest to najkrótsza produkcja tego typu. Osobiście jestem w stanie grę polecić, z zastrzeżeniem, że nie jest to gra najwyższych lotów, co może brzmieć bardzo surowo, ale odnosi się raczej do niskiego budżetu produkcji. Mimo to jestem zdania, że takich gier nigdy za mało na rynku, szczególnie od rodzimych twórców. A już szczególnie na platformie Nintendo w takiej jakości. Dobrze widzieć na tej konsoli tak solidnie wykonany port.
Premiera gry: 13 lutego.

Nie, nie można się zbyt daleko zawrócić. Sprawdzałem.

Grę udostępnił wydawca – Pineapple Works. Dziękuję!

P.S. Częściowo grałem w nocy w pustym pociągu, więc to mogło wpłynąć na klimat i mój odbiór gry. Czy poza “polecamy założyć słuchawki” gry będą też polecać wyjście z konsolą na zewnątrz w nocy?

P.S.2. Screenshoty zostały dodatkowo rozjaśnione i poprawione dla czytelności na wszystkich urządzeniach.

Leave a Reply